3. Złodziej światła

Siedziałam w domu.
Jak zwykle. Nie był to już nasz dom, chociaż tak bardzo podobny. Było tak okropnie pusto... Siedziałam na środku pokoju, a ściany zdawały się rozciągać w nieskończoność. Próbowałam zignorować wszechobecną wolną przestrzeń skupiając się na grze.
Potem do pracy.
Do domu.
Grać.
Spać.
Dzień w dzień.
Aż w końcu cisza stała się tak przygnębiająca, że postanowiłam zapytać:
-Pamiętasz go?
Zaśmiała się w odpowiedzi.
-Czy wiesz gdzie jest?
Ściskała moje wnętrzności, napierała ze wszystkich stron, miażdżyła mnie swoją dominacją.
Aż w końcu przemówiła.
-On? - rozbrzmiało nagle gdzieś w zawiesinach przestrzeni. Chciałam krzyczeć. Chciałam powiedzieć jak uratował moje życie, jak pocieszał mnie, kiedy nie było nikogo. Był ze mną nawet, kiedy nie wiedziałam kim jest. Ale nie mogłam wydobyć z siebie dźwięku. Spłoszyłabym ją.
-On... - zawahała się po długiej przerwie, jakby żałowała, że w ogóle się odezwała. - On wróci.
Uciekła, a ja padłam pod ciężarem wolności. Na szczęście nie było jej za wiele.
Jutro znowu praca.
Wróciłam tylko po to, żeby dowiedzieć się, że szarość mojej duszy przelała się na apartament. Westchnęłam ciężko nie przejmując się nagłym zniknięciem kolorów, kiedy usłyszałam:
"Szukaj mnie przy niebie"
Ten głos sprawił, że moje serce dostało skrzydeł. Zbyt podekscytowana żeby myśleć, wyskoczyłam z pokoju obierając sobie za cel dach. Mimo mojego szaleńczego pędu udało mi się zauważyć, że nie tylko moje mieszkanie było puste. Absolutnie wszystko straciło swe kolory, przez co jedna myśl przebiła moje serce. Czy to moja wina?
Im dalej od mojego apartamentu tym bardziej dominowała czerń.
Jedyną rzeczą, która uniknęła czarno-białej klątwy był właz prowadzący na dach, jednak nie byłam w stanie go otworzyć. Lodowata ręka ścisnęła moje serce, ale nie chciałam się poddawać. Krzyczałam z całych sił jego imię, a rękami uderzałam o przejście, jakby ten ruch miał sprawić, że się otworzy. Przez moje dudnienie przebiło się inne, bardziej zdesperowane.
Ktoś potrzebuje pomocy.
Świadomość tego natychmiastowo przywróciła mi zmysły. Odnalezienie go to jedynie moja chęć. Ratowanie żyć jest moją odpowiedzialnością.
Niestety te drzwi także nie chciały się otworzyć. Ze złością kopnęłam je, orientując się dużo za późno, że ten ruch prawdopodobnie jeszcze bardziej przerazi tego, kto tam siedzi. Łzy napłynęły mi do oczu.
Jestem bezużyteczna.
Dźwięk, który eksplodował za mną nie wzruszył mną. Żadne zagrożenie nie było mi straszne. Nie można zabić tego, co już jest martwe.
Ale to, co wywołało ten dźwięk...
Jego włosy, jego oczy, jego usta, jego krew, brak ciała.
Oparłam się o drzwi za moimi plecami, jakbym próbowała wcisnąć w nie moje ciało. Nie mogłam patrzeć.
I wtedy stało się coś, co zdawało się ratunkiem prosto z niebios.
Drzwi się otworzyły, a ja spadłam w czarną przestrzeń. Kolory goniły mnie plotąc za sobą smugi światła. Niektóre z nich dotarły do celu tylko po to, żeby sparzyć się o moją skórę. Ciała martwych barw utworzyły istotę.
-Kim jesteś? - nie byłam w stanie mówić, więc moje myśli przepłynęły przez usta pod postacią kropli. -Mogę ci pomóc?
-Starczą mi kolory.
-Dlaczego jesteś akurat tutaj?
-Tęskniłem.
-Za kim?
-Za tobą.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Porażka gliny i nowy projekt

Światło

Smok na ratunek duszy kaprala