2. Król Sprawiedliwości cz. 1

Przegrała. Każdy wypływający na morze, musiał najpierw przyznać mu jego wyższość. Nie była jego panią, nie była władczynią. Nie miała kontroli nawet nad własnym życiem.
Chociaż właśnie tym razem próbowała ją odzyskać.
Nie pozwolono jej brać udziału w wyprawie, więc postanowiła włamać się na własny statek.
I teraz opadała na dno.
Nie miała siły być zła. Wiedząc, że to może zadecydowało, zamknęła oczy i podziękowała mu najserdeczniej za bycie świetnym materiałem do marzeń.

Krzyk, zgrzyt, brzdęk.
Fala rozkazów, nawałnica kroków.

Statek.

Nie podniosła się od razu. Pozwoliła, aby Zmysły powiedziały jej więcej. Szeptały do niej Miękkość, Rześkość i Ciepło, a robiły to tak, że miała ochotę wtopić się w uścisk, jakim ją obdarzały i choćby na chwilę stać się jedną z nich.
Wiedziała, że nie może.
Zebrała wszystkie swoje siły, żeby dołączył do nich Wzrok. Sposób, w jaki srebrzyste światło znajdywało swoje miejsce pośród zieleni obserwujących ją oczu działał niemal uspokajająco. Dopiero to, co okalało to piękne spojrzenie sprawiło, że miała ochotę wybiec z krzykiem.
Arthur Chase. Strażnik mórz. Król sprawiedliwości.
Ktoś, kogo zapluty pirat jak ona powinien wystrzegać się za wszelką cenę.
Czuła jak jego osoba zaczęła wypełniać coraz większą przestrzeń... A może po prostu ona się kurczyła? Im bliżej podchodził, tym bardziej wciskała się w fotel. Była gotowa na cios, ale ten nigdy nie nadszedł. Ciepło i miękkość wychyliły się nieśmiało, żeby pojawić się w okolicach jej dłoni. Spojrzała ze zdziwieniem na mężczyznę, ale ten jedynie skinął głową nie puszczając swojego uścisku.
-Przepraszam, że nie zdążyłem wcześniej. Bałem się, że już cię straciliśmy i... - parsknął śmiechem, kiedy zobaczył jej skonsternowaną minę. -Tak, wiem kim jesteś. Znam twój statek, twoją historię, winy, a także potencjał. Nie mam żadnych oficjalnych dowodów na twoje winy, więc twoje szczęście! Będziesz wolna, kiedy tylko dotrzemy do portu - wzruszył ramionami i nie przestawał się uśmiechać.
Puścił jej dłonie i wrócił do swojego biurka. Dziewczyna nie potrafiła tego zrozumieć. Gdzie podział się ten bezwzględny tyran z opowieści?! Gdzie ten, który odciąłby sobie rękę, gdyby dowiedział się, że ta zaburza porządek?!
Ciche "ale" opuściło jej usta i choć dłonie rzuciły się, aby je powstrzymać, było już za późno. Słówko dotarło do jego uszu i nie było jak się wycofać. Uniósł brew w górę w pytającym geście. Przełknęła głośno ślinę.
-Ale nawet jeśli nie masz dowodów oficjalnych, czy nie lepiej jest pozbyć się personalnego wroga? Nie lepiej zapobiegać niż leczyć?
Po tych słowach zapadła cisza. On tylko pokręcił głową i odezwał się, tym razem nie patrząc jej w oczy.
-Chyba mnie nie zrozumiałaś... - westchnął. -Przecież mówiłem, że znam twój potencjał. A jeśli to ci nie wystarcza, to mogę powiedzieć, że każde życie jest ważne, a zabicie kogoś nieuzbrojonego niehonorowe. Ale jeśli wciąż będziesz marudzić, to z chęcią oddam ci moje miejsce na podłodze.

Mężczyzna dotrzymał obietnicy. Kiedy jej własna załoga nie zauważyła jej nieobecności, to on się o nią zatroszczył. Żaden z nich nie dowiedział się o tym spotkaniu, ale ją prześladowało cały ten czas. Bała się nienawiści, którą w niej zasiali. Mylili się w tym... Co jeszcze było kłamstwem?

Padła na ziemię pełna irytacji. Przegrała. Znów przegrała. Zdecydowanie wolała walkę z samą sobą, niż z jej przeklętą siostrzyczką.
Na burzę!
Nawet paszcze Cienioskrzepów nie mogły równać się temu okropnemu stwierdzeniu:
"Jesteś za mała"
Nigdy nie dali jej szansy. Absolutnie nigdy. Zwracali się do niej, kiedy nadchodził czas szorowania pokładu, a to przecież ona była współposiadaczką całej tej kupy drewna. Co więcej! Może się także pochwalić byciem pomysłodawczynią większości z najbardziej udanych wypraw!
No cóż.
Okazuje się, że kiedy nie uczestniczy się w podróżach, to można znaleźć mnóstwo czasu na myślenie o nich.

Z ciężkim sercem podniosła się do siadu, choć nie miała jeszcze wystarczająco siły na otworzenie oczu. Choć wiedziała, że statek odpłynął tak dawno, że nie miała szans go zobaczyć... Bała się. Wolała udawać, że ten okręt nigdy nie istniał, a jednak nie miała innego domu.
Dopiero znajomy głos sprawił, że wróciła na ziemię. Arthur Chase. Znowu. Szaleńczy unik, jaki wykonała był jedynie kwestią przyzwyczajenia. W duchu dalej była dzieckiem bojącym się kary. Zza swojej prowizorycznej kryjówki przyglądała się temu, co robi załoga. Jej myśli tłoczyły się w umyśle i każda napierała na nią próbując zyskać jej uwagę. Uciekać? Dlaczego? Ostatnio pomógł jej bardziej niż "rodzina"... Czy może mu ufać, czy był to po prostu zwód, żeby przeciągnąć ją na swoją stronę...?
Czy może ufać sobie?
Podczas jej ataku paniki statek zdążył całkowicie się opróżnić. Zostało tylko kilku strażników i... Pomysł. Wiedziała już jak może przełamać swoją passę. Jak lepiej mogłaby udowodnić swoją wartość, niż przez pozbycie ich największego wroga jego najlepszego statku? Złowieszczy uśmiech, jaki przybrała, przegonił wszystkie obsesyjne myśli. Została tylko jedna - przygoda. Jej pierwsza, prawdziwa i własna.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Porażka gliny i nowy projekt

Światło

Smok na ratunek duszy kaprala