Dzień ze sobą

- Który to już raz? Trzeci? Czwarty? - spytał jakby od niechcenia wzmacniając uderzenia o dłoń. Obserwował jak mimowolnie kuli się i spina na dźwięk bata. Dobrze, przynajmniej jeden prawidłowy odruch - Kiedy do ciebie dotrze, że tu nie masz drugiej szansy? Cokolwiek nie zrobisz, na jakąkolwiek planetę nie pójdziesz, znajdę cię - gwałtownie zmienił kierunek swojego chodu, łapiąc za jego włosy i szarpnięciem podrywając jego głowę do góry by móc spojrzeć prosto w jego oczy - Czemu więc wciąż próbujesz? - przyglądał się jego twarzy. Pomimo tylu porażek, kar i ciągłego układania, wciąż widział w nim ten zacięty upór oraz wyzywające spojrzenie. Sprawiało to, że oprawca jeszcze bardziej chciał zobaczyć go całkowicie złamanego - Jeśli myślisz, że milczenie sprawi, że kara będzie mniej dotkliwa to zapewniam cię...
- Spierdalaj. - Takiej odpowiedzi się nie spodziewał. Z impetem popchnął go w bok, zmuszając żeby podparł się otwartą dłonią po czym ustał na jednej z nich, tak że usłyszał chrupnięcie przestawiającej się kości i zduszony krzyk bólu, gdy eks kapitan próbował powstrzymać głośniejsze oznaki cierpienia.
- Jak ty odzywasz się do swojego pana.
- Nie... jesteś... moim... panem. - wysapał z trudem więzień, a krople krwi skapywały mu z otwartej na nowo przez ugryzienie rany na wardze. Górujący mężczyzna poprawił bat, po czym zamachnął się nim gwałtownie. Tym razem torturowany krzyknął, gdy po twarzy pociekła mu krew z rozciętego policzka.
- Byłem pewien że to już przerabialiśmy - powiedział chłodno, ze znużonym wyrazem twarzy - Ale widzę, że do waszej cholernej rasy nie docierają nawet najprostsze informacje - zszedł z jego dłoni, wracając do spacerowania wokół niego - Powtórzę więc: przegraliście. Wszystko, co wasze należy do nas. A ty, z woli jego dobrotliwej wysokości cesarza, należysz do mnie.- przystanął na chwilę patrząc na kulącego się kosmitę. Oczywiście że tego nie akceptował - No chyba że wolisz trafić do burdelu razem z resztą twojej dawnej władzy. Nie zdziwiłoby mnie to, gdy patrzę na twoje reakcje - maltretowany gwałtownie obrócił głowę, patrząc na niego. Nie wierzył... Nie wiedział. Tu go ma - Nie słyszałeś? Twoja królowa, jej siostra i wasza najwyższa rada to kurwy. Dosłownie.
- Kłamiesz - więzień gwałtownie wciągnął powietrze, podnosząc się i ściskając zranioną dłoń.
- Uwierz mi, nie musiałbym się zniżać do kłamstwa by cię ukarać - spojrzał na niego z politowaniem. Widział jak ten walczy ze świadomością, że ci dla których gotów był poświęcić życie, teraz są w jeszcze gorszej sytuacji niż on - Ale wiesz co? Myślę że to byłaby zbyt duża łaska dla kogoś takiego jak ty. Dlatego więc do jutra masz czas aby mnie odpowiednio przeprosić za swoje zachowanie. Inaczej konsekwencje mogą ci się nie spodobać. - wyminął go, idąc prosto do wyjścia.
- Sir, a nie lepiej byłoby wzmocnić ochronę? By już nie uciekał? - nieśmiało zasugerował mu po drodze jeden z podwładnych. Kat zatrzymał się, udając że to rozważa.
- Nie, nie ma najmniejszego powodu. Przynajmniej dzięki temu mam jakąś odskocznie od codziennej rutyny. - po tym stwierdzeniu, z zadowoleniem ruszył dalej. Aż milej będzie wypełniać kolejne obowiązki.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Porażka gliny i nowy projekt

Światło

Smok na ratunek duszy kaprala